Jeśli chcesz pokoju, szykuj pokój!

Wymuszanie na ludziach, by zabijali innych, można uznać za największe zniewolenie. Ale że zabijanie na rozkaz jest poddaniem się zniewoleniu, do wielu osób dociera dopiero po wojnach, zwłaszcza najokrutniejszych i najmniej usprawiedliwionych. Szeroki wzrost takiej świadomości odnotowano po wojnach światowych i wietnamskiej. Po ostatniej z wymienionych rozszedł się po świecie ruch hipisowski z jego słynnym zawołaniem "make love, not war" (rób miłość, nie wojnę). Hasło to przyćmiło nawet znane od wieków powiedzenie o przekuwaniu mieczy na lemiesze (narzędzia rolnicze). 

Jednak po zimnej wojnie, w okresie poradzieckim podżegacze wojenni tak przesterowali propagandę głównego nurtu, by znieczulać umysły mas na wyciąganie wniosków ze starć zbrojnych minionych i nowych. Dlatego możliwe było dziwnie obojętne przyglądanie się wojnom jugosłowiańskim, a podczas ostatniej z nich - wojenna histeria popierająca masakrowanie przez NATO Serbów. A potem nastąpiła cała seria neokolonialnych wojen Zachodu przeciw niezależnym państwom, w czasie których kłamstwa podżegające przeciw pokojowi pisały kolejne rozdziały dziejów ogłupiania. Niszczenie niezależności państwowej i narodowej nazywano misjami, operacjami, wojną z terroryzmem. Roztaczano opiekę zakłamania nad żołdakami państwowymi i prywatnymi najemnikami - robiąc z nich dosłownie misjonarzy, bojowników o demokrację i bezpieczeństwo. 

A teraz zastanówmy się, jak z tym związane jest wieloletnie zniechęcanie społeczeństw do ruchów pacyfistycznych. Wykonano wielką pracę, by antywojenny ruch hipisowski kojarzył się bardziej z rozwiązłością i narkotykami niż sprzeciwem wobec wojen. Wyciszano pacyfizm religijny. Budowano mur między antywojennymi ruchami świeckimi i religijnymi. Wykorzystano gorliwość religijną do opluwania ruchu hipisowskiego. Nasilono znane od tysiącleci używanie religii do propagandy antypokojowej. Zaplątano religijne rozróżnanie wojen sprawiedliwych i niesprawiedliwych. 

Czy robiono to "tylko" na potrzeby neokolonializmu czy dla rozpętania trzeciej wojny światowej? Na razie zwieńczeniem antypokojowej tresury jest szerzona w imperium NATO tolerancja banderowskiego reżimu i histerczyne popieranie go przeciw Rosjanom aż do niewypowiedzianej wojny NATO przeciw Rosji toczonej siłami ukraińskimi i najemnikami. Ale może być gorzej: otwarta wojna NATO przeciw BRICS, użycie pocisków atomowych, zagłada miliardów osób, a nawet całej ludzkości. 

Ale podżegacze wojenni zdają się nie przejmować takimi możliwościami. Oswajają masy z myślą o wojnie atomowej kłamstwami pomniejszającymi skutki oręża nuklearnego. Podszywają się pod pacyfizm zwodniczym rzymskim powiedzonkiem "si vis pacem, para bellum" (jeśli chcesz pokoju, szykuj wojnę), nie zająknąwszy się, jak rzymska gotowość wojenna przekładała się na kolejne podboje oraz ile było rzymskiego pokoju, a ile wojen rzymskich niosących dokoła śmierć i niewolę. Nie wspominają też, jak para bellum "dla pokoju" nakręca zbrojenia i przemysł zbrojeniowy, jak to skutkuje podtrzymywaniem i wzmacnianiem konfliktów międzynarodowych, rozkręcaniem wojennych histerii, przeradzaniem się ich w wojny, jaki ma to związek z neokolonializmem i globalnym imperializmem NATO. 

W normalnym życiu, kto chce przyjaźnić się z otoczeniem, obmyśla sposoby na zaprzyjaźnienie, a nie jak pozabijać otaczających ludzi. Między państwami i narodami powinno być podobnie. Żeby unikać wojen, władze państw, przywódcy narodów i religii powinny swoje wysiłki kierować na wprowadzanie i utrzymywanie dobrego sąsiedztwa, a nie wciąż podgrzewać spory aż do wybuchu wojen. Si vis pacem, para pacem! Jeśli chcesz pokoju, szykuj pokój! Bo co szykujesz, to wyszykujesz, a gdzie idziesz, tam dojdziesz.